Strona główna | Mapa serwisu | English version
WITAJ NA STRONIE WWW.ORNETA-WM.PRV.PL !!!!!
Orneta > Orneckie legendy > O smoku

O smoku
Nikt dziś nie wie dokładnie, kiedy miały miejsce zdarzenia, o których informuje nas legenda o smoku. Być może, że wcale tu smoka nie było, że to ktoś inny krył się pod tym symbolem, że ktoś inny, a nie żaden potwór był na tych terenach wobec ludzi i zwierząt okrutny, krwiożerczy, groźny. Coś tu jednak być musiało, skoro podobnie jak w Krakowie i w innych miastach mówiło się w Omecie o istnieniu ziejącego ogniem smoka i prowadziło się z nim przedziwne boje. Przeto zakładamy że był w Ornecie smok, że był okrutny i groźny, że go unieszkodliwiono i jako symbol do herbu miasta wprowadzono. Stałym siedliskiem omeckiego smoka była głęboko pod ziemią ukryta, a znajdująca się dokładnie w miejscu, w którym do dziś stoi zabytkowy ratusz - olbrzymia pieczara. Wyjście tej pieczary prowadziło w kierunku kościoła św. Jana, a jej zygzakowaty i obszerny korytarz opadał głęboko w kościelne podziemia. Strzępy tego podziemnego korytarza, choć mocno zagruzowane i niedostępne - istnieją do chwili obecnej. Ornecki smok - powszechnie nazywany "potworem" - był ponoć niezwykle brutalny i żarłoczny. Kroniki podają /Fr. Buhholtz - "Vonnditt", że ofiarą jego żarłoczności najczęściej padała trzoda chlewna, ale pożerał też i ludzi, kobiety, dzieci, starców, a nawet obytych z niebezpieczeństwem i wsławionych w boju rycerzy - potykających się z potworem z bronią w ręku. Nie było dnia, a nawet godziny, by straszliwa paszcza orneckiego potwora nie ociekała krwią, by jakiś zaskoczony człowiek, dorodna dziewczyna, tłusta owca nie znikła na zawsze w jego potężnej gardzieli. lstnienie tego strasznego żarłoka było niezwykle wielkim ciężarem nie tylko dla mieszkańców Ornety, ale i dla ludzi wszystkich jej bliskich okolic. Smok nie wybierał i nikogo nie legitymował. Pożerał wszystko, co udało mu się pochwycić w jego ostre szpony i długie kły. Nic tedy dziwnego, że był on postrachem wielu nawet najodważniejszych obywateli, ludność nie miała tu bowiem ani chwili wytchnienia. Kiedy, wreszcie już miara cierpienia i strachu się przebrała - co śmielsi mieszkańcy miasta przystąpili do nieubłaganej walki. Z czasem doszło do tego, że wszystko, co żyło w świecie ludzi - prowadziło nieubłaganą wojnę z tą niepospolitą i groźną bestią. Korzystano z najróżniejszych chwytów, przemyśliwano najdziwniejsze sposoby. Próbowano smoka spalić, otruć, zatopić, zasypać kamieniami i ziemią. Na darmo walkę ze smokiem prowadziły nie tylko grupy zwykłych śmiertelników, mieszkańców osady, ale i wybitne jednostki stanu rycerskiego, a nawet całe ich świetnie uzbrojone zastępy "mężów niepokonanych w żadnym boju". Zawsze jednak dokonywało się to bez skutku i najczęściej z utratą życia śmiałków, którzy pokusili się na "rozprawę z potworem". Ale jak wszystko, tak i życie smoka miało swój kres. Oto kiedy nikt nie mógł już tej gadziny pokonać, a to stale drażniona była coraz bardziej okrutna - przybył do Ornety jakiś nieznany rycerz na koniu z wielką kopią w dłoni. Z rozmów wylęknionych ludzi dowiedział się, że żyje w tej osadzie groźny smok, że wyrządza ludziom bardzo duże krzywdy i spustoszenia i /jak dotąd/ nie ma siły, która mogłaby go pokonać. Nie zwlekając długo - wspomniany już rycerz - poprawił swoją zbroję, mocniej przytwierdził siodło do grzbietu konia, a siebie do niego i ... ruszył do boju ze znienawidzoną gadziną. Kiedy stanęli naprzeciw siebie - ludzie, byli tak zaaferowani, że nikt nawet mówić się nie ośmielał. Wysadziwszy z pieczary swój groźny łeb - smok raz poraz otwierał ziejącą żywym ogniem paszczę i ryczał przy tym tak strasznie świdrując "śmiałka" na koniu swoimi płomiennymi ślepiami, że ladzie truchleli z przerażenia. Długo tak stali naprzeciw siebie: gotowy do śmiertelnej walki nieznany rycerz i ornecki smok. Ludziom obserwującym z ukrycia to niebywałe zjawisko wydawało się, że chyba żaden z nich się nie odważy, że walka się nie odbędzie, że rycerz się z niej wycofa; a byłoby to naprawdę okropne. Wszystkim chodziło tu nie tyle o pasjonujące widowisko, ile o uzyskanie spokoju. Stali przeto wszyscy w wielkim skupieniu i z całego serca życzyli jeźdźcowi zwycięstwa. Kiedy tak rozmyślano - smok nagle poderwał się i gwałtownym skokiem rzucił się w kierunku rycerza. Ten jednak nie dał się zaskoczyć. Błyskawicznie nastawił swą długą kopię i ugodził smoka tak celnym ciosem, że ten raz jeszcze zawył przeraźliwie gwałtownie podciągnął pod siebie swój wielki ogon, wspiął się w górę i ... jak gdyby chciał dokonać jeszcze jednego skoku - runął bezwładnie na ziemię. Olbrzymim jego cielskiem długo jeszcze targały konwulsje i śmiertelne drgawki. Nie zapowiadało to już jednak żadnej grozy, choć ludzie wcale jeszcze nie chcieli uwierzyć w to, co się tu przed chwilą stało i bardzo bojaźliwie przybliżali się do miejsca potyczki, śmierć tego " niezrównanego olbrzyma i krwiopijcy - była niezwykle wielkim wydarzeniem w życiu wszystkich mieszkańców miasta i jego okolic. Nic tedy dziwnego, że bardzo tłumnie zebrali się wokół potwora i na głos podziwiali i wielkość smoka i męstwo rycerza. Trudno im było uwierzyć - jak człowiek ten mógł jednym ciosem zniszczyć istotę, której przez tyle lat nie mogli pokonać nawet najprzedniejsi mistrzowie oręża. Rycerz tymczasem powolutku wydobył się z kręgu zgromadzonych przy ciele smoka tłumów i odjechał w nieznanym kierunku. Kiedy się opamiętano i zaczęto go poszukiwać, by obdarować go za tak wspaniały czyn już go w Ornecie nie było. Istnieje przypuszczenie, że owym nieznanym rycerzem, który ocalił setki ludzi i zwierząt od zagłady, był powszechnie uwielbiany rycerz Jerzy. Czy tak było naprawdę - nie wiem. Ja przy tym nie byłem, i proszę mi wierzyć niczego nie widziałem. Ale smoka się lękam i myślę podobnie, jak pan St. Żelazny, który w wierszu pt. "Ornecki smok" pisze: Z kręgu chaosu, bajecznych słów Gdzie legendarny króluje mrok Na światło dzienne wychodzi znów Nasz, ludożerny - ornecki smok. Jak przed wiekami, tak ludzie dziś Na myśl o smoku tracą głowy - i nic dziwnego, bo to nie miś, lecz nowy potwór atomowy. Więc każdy, komu miły ten kraj Niech w rytm pokoju swój włącza krok Niech żyje szczęście, radość i ... maj A atomowy niech ginie smok! Z podziemnych lochów, zaklętych grot - Znowu ognisty wynurza łeb, By krew z nas sączyć jak z myszki kot, Zżerać kobiety, dzieci i chleb. Nie wolno przeto nikomu z nas, Ze smokiem zaprzestać boju - Trzeba do walki stanąć na czas O utrwalenie pokoju.
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających tą stronke!!
Niedługo bedzie tu księga gości, bramka SMS, komentator, a także wiele innych...